Info

avatar Cześć, Jestem DaruS. Tego bloga prowadzę od 17 maja 2008r. W tym czasie przejechałem tylko 30742.72 kilometrów, z czego 10908.98 w terenie.

2024
baton rowerowy bikestats.pl

-----Archiwum-----
2008
button stats bikestats.pl
2009
button stats bikestats.pl
2010
button stats bikestats.pl
2011
button stats bikestats.pl
2012
button stats bikestats.pl
2013
button stats bikestats.pl
2014
button stats bikestats.pl
2015
button stats bikestats.pl
2016
button stats bikestats.pl
2017
button stats bikestats.pl
2018
button stats bikestats.pl
2019
button stats bikestats.pl
2020
button stats bikestats.pl
2021
button stats bikestats.pl
2022
button stats bikestats.pl
2023
button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 227.31km
  • Czas 11:21
  • VAVG 20.03km/h
  • Sprzęt Trek 4300
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakopane 2012 dzień I

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 03.05.2012 | Komentarze 0

Tak więc nastał długo oczekiwany, sądny dzień wycieczki! Budzik zadzwonił bardzo wcześnie, dopakowałem kilka niezbędnych drobiazgów i ruszyłem w stronę pl. Rapackiego w umówione miejsce startu wycieczki. O 6:15 Łukasz już tam był ( co nie ukrywam troszkę mnie zdziwiło, bo to zwykle na niego czekamy :D ), który dostał smsa od Bartka o treści mniej więcej "Będę za 15 min. mam awarię". Cóż mogliśmy pomyśleć "świetny początek". Przyjechał, szybki serwis bagażnika na miejscu



no i udało nam się w końcu ruszyć. Robiliśmy 10 minutowe postoje co każdą zegarową godzinę kręcenia. Pogoda była bardzo fajna, jednakże słońce zmuszało do dużego pobierania płynów. Po ok. 50 km podróży pozwoliliśmy się wyprzedzić ciągnikowi rolniczemu z dwiema przyczepami, który później robił nam tunel aerodynamiczny i przez parę następnych kmów mogliśmy zaoszczędzić trochę energii.
Bartek postanowił wieźć flagę,



która niestety była stanowczo za duża, czego efektem było wplątanie się jej w Bartusiowy napęd. Po około 100km zajechaliśmy do Bartka przyjaciół na obiad, w tym miejscu gorąco pozdrawiam gospodarzy i jeszcze raz dziękuję za gościnność, i za ich podłogę.
Po przerwie obiadowej wsiedliśmy na rowery i wtedy zaczęły się pierwsze kryzysy związane czy to z brakiem motywacji, energii, siły, bólem tyłków, innymi dziwnymi problemami Łukasza :D, czy też oddechem, jednak wszystko przezwyciężyliśmy. Do tej pory wycieczka przebiegała idealnie, jednak najgorsze miało dopiero nadejść.
Ruszyliśmy dalej w myśl hasła 'Sadzim na Zadzim'

Po zmroku Łukasz przebił przednie koło, więc szybki serwis wulkanizacyjny i jedziemy dalej. Przejeżdżając w gęstym ciemnym lesie, będąc obserwowanym przez dziką zwierzynę osobiście nie czułem się komfortowo. Po wyjeździe z lasu było solidne wzniesienie poprzedzone trasą 'z górki' więc stwierdziliśmy, że trzeba się dobrze rozpędzić... Stanęliśmy szybciej niż byśmy chcieli ponieważ Łukasz przebił kolejną dętkę tym razem o którąś z 3ch dziur które zaliczył z całym impetem przy prędkości ok 52km/h. Nie jest on najlżejszym rowerzystą, a w sakwach też miał ładnych parę kilo, więc nic dziwnego że na dętce się nie skończyło. Tylne koło nie miało ósemki ono miało szesnastkę albo trzydziestkę-dwójkę :P. Ciężko było jechać ale próbowaliśmy. Z powodu kilku błędów do noclegu od miejsca zdarzenia miało być 30 km, które przejechaliśmy, a w rzeczywistości było 70, dlatego stwierdziliśmy, że z takim sprzętem, po 230km w nogach w środku nocy nie ma co jechać dalej, dlatego próbowaliśmy oszukać po raz pierwszy ale...
- w okolicy noclegów brak
- najbliższy taksówkarz zażyczył sobie 200zł za kurs, a jak już się i na to zdecydowaliśmy, to stwierdził, że ma za mały samochód
- jedyna dostępna pomoc drogowa była w drodze do Poznania
- ludzie w okolicznych domach w większości spali, a Ci którzy nie spali, albo nie mieli jak pomóc, albo zwyczajnie nie chcieli ( też bym się bał gdyby do mnie zapukał około drugiej w nocy gość w kasku :P )
- w remizie OSP nie było, żadnego dyżurnego
- samochody jeździły z częstotliwością jeden na godzinę
- pani busem, która się jednak zatrzymała stwierdziła, że nas nie zabierze, bo się rowery jej nie zmieszczą ( był to max długi, pusty Mercedes Sprinter :/ )
- pod 112 nas oleli
Nie mając, żadnej perspektywy, zmęczeni, załamani, zmarznięci, brudni usiedliśmy na krawężniku. Bartek stwierdził, że wracamy do pobliskiego kościoła i tak długo się dobijał, aż wikary otworzył drzwi. Był tak zaspany, że trzeba było my trzy razy tłumaczyć co się stało, w końcu jednak stwierdził, że nam pomoże i ... tym oto sposobem pierwszy raz w życiu spałem w kościele, a w sumie to w jakiejś przykościelnej świetlicy. Było zimno, spaliśmy na twardych ławach, ale daliśmy radę przetrwać do rana.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa kuibe
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]