Info

avatar Cześć, Jestem DaruS. Tego bloga prowadzę od 17 maja 2008r. W tym czasie przejechałem tylko 30232.52 kilometrów, z czego 10572.98 w terenie.

2024
baton rowerowy bikestats.pl

-----Archiwum-----
2008
button stats bikestats.pl
2009
button stats bikestats.pl
2010
button stats bikestats.pl
2011
button stats bikestats.pl
2012
button stats bikestats.pl
2013
button stats bikestats.pl
2014
button stats bikestats.pl
2015
button stats bikestats.pl
2016
button stats bikestats.pl
2017
button stats bikestats.pl
2018
button stats bikestats.pl
2019
button stats bikestats.pl
2020
button stats bikestats.pl
2021
button stats bikestats.pl
2022
button stats bikestats.pl
2023
button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

>> 2012 Zakopane

Dystans całkowity:407.68 km (w terenie 5.00 km; 1.23%)
Czas w ruchu:22:13
Średnia prędkość:18.35 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:135.89 km i 7h 24m
Więcej statystyk
  • DST 63.19km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:03
  • VAVG 15.60km/h
  • Sprzęt Trek 4300
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakopane 2012 dzień III

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 03.05.2012 | Komentarze 0

Rano w Krakowie serwis roweru Łukasza, ekspresowe zwiedzanie okolic Wawelu, przybicie 'piątki' ze smokiem,


i szybka podróż na stację gdzie znalazłem pulpit sterowniczy szlabanem i zwrotnicami. Pani, która to obsługiwała bardzo się przejęła tym, że się nad nim pochylam... Czy ja wyglądam na osobę, która chce spowodować katastrofę kolejową?!

Wsiedliśmy w pociąg do Zakopanego, ładny nowy szynobus powiózł nas w góry. Pozdrawiam panów z obsługi tego składu, bardzo sympatyczni ludzie z ciekawym akcentem :) Od pewnego czasu widoki zaczęły być coraz bardziej przejmujące, dlatego nie mogliśmy odkleić się od szyb i jechaliśmy 'w pozycji na glonojada'

Wysiedliśmy w Zakopanem i ku uciesze Łukasza przywitał nas wielki (tak wtedy myśleliśmy) podjazd. Bartek pojechał załatwiać swoje sprawy ... a my udaliśmy się w stronę przejścia granicznego w Łysej Polanie. Pokonaliśmy dużo podjazdów i super zjazdów, podziwialiśmy piękne widoki

... aż wreszcie udało się nam dotrzeć do granicy ze Słowacją. Jak by nie patrzeć target, być rowerem za granicą zaliczony. Pojeździliśmy trochę po najbliższej okolicy od przejścia i robiliśmy zdjęcia przy każdym możliwym znaku potwierdzającym naszą tam obecność.


Poszliśmy na zakupy i co najważniejsze MISSION COMPLETE
Płynął tam ładny strumyczek, a stwierdzając, że było za mało niespodzianek tego dnia, postanowiliśmy po uprawiać trochę off roadu.

Starając się ambitnie przejechać przez rzeczkę przednie koło zablokowało się między kamieniami i musiałem się podeprzeć nogą, co poskutkowało zamoczeniem totalnym lewego buta.
Spotkaliśmy dwa auta z rejestracjami zaczynającymi się od CT więc pozdrawialiśmy kierowców, w końcu nie ma to jak przejechać 500km, żeby spotkać sąsiada. Wracając po pierwszym długim podjeździe stwierdziłem, że jest mi zimno w nogę i przebrałem skarpetki :P ruszyliśmy dalej zjazdem





Było już szarawo i w okularach przeciwsłonecznych nie wiele widziałem, więc zdecydowałem się jechać bez, Boże pobłogosław osobę, która wymyśliła bezbarwne szkła, tyle robactwa w oczach wbijającego się w nie z prędkością 50km/h jeszcze nie miałem i pewnie nie prędko tyle nazbieram... zjazd się skończył, ostatnie parę kmów pod górkę i wyprzedzają nas panowie, przywitali się z nami, porozmawialiśmy chwilę i ruszyli do przodu. Trzymaliśmy się za nimi do prędkości ok 17km/h później Łukasz stwierdził, że *&^%^&*)()%$@#!*)O postój. Tyle nadaje się do opublikowania z tej wypowiedzi. Wczołgaliśmy się a potem już tylko zjazd do Zakopanego, gdzie znaleźliśmy się z Bartkiem nie bez problemów, pokupowaliśmy jakieś tam drobiazgi i jedzenie i niestety musieliśmy uciekać.

Wyjazd ewidentnie udany, wiele przygód, ale ... już nie mogę się doczekać następnej wycieczki ^^


Kategoria >> 2012 Zakopane


  • DST 117.18km
  • Czas 06:49
  • VAVG 17.19km/h
  • Sprzęt Trek 4300
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakopane 2012 dzień II

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 03.05.2012 | Komentarze 0

[...] Wstaliśmy rano i czym prędzej opuściliśmy miejsce naszego noclegu udając się w dalszą podróż. Po drodze w miejscowości Szczerców panowie strażacy próbowali bardzo nam pomóc jednak w dniu 1 Maja nie jest łatwym znalezienie czynnego serwisu, więc posiedzieliśmy chwilę u nich w remizie, napiliśmy się chłodnej wody gazowanej, którą panowie nas poczęstowali i ruszyliśmy dalej.

Łukasz stwierdził, że po odczepieniu hamulca nawet da się jechać i tym oto sposobem, doczłapaliśmy się do Częstochowy


Gdzie zdecydowaliśmy się wsiąść w pociąg do Krakowa, bo jazda szła nam gorzej i to nie tylko ze względu na słabą kondycję sprzętu Łukasza a również na kondycję naszą, więc oszukaliśmy po raz pierwszy i po zwiedzeniu najbliższej okolicy i zjedzeniu najgorszego kebaba jakiego w życiu jadłem, wsiedliśmy w pociąg...
Po jakimś czasie jazdy wysiedliśmy na ładnie wyremontowanym dworcu w Krakowie, gdzie w tunelu podziemnym jest wyznaczona ścieżka rowerowa!! I pojechaliśmy w stronę noclegu, nie tak wolnym tempem zwiedzając starówkę nocą.
Zameldowaliśmy się, zdjęliśmy sakwy, ja wyrzuciłem z nich wszystko celem przepakowania się. Ogarnęliśmy zaległości komfortowo higieniczno sanitarne wynikłe z poprzedniego noclegu i Bartek stwierdził, że idzie spać. A my z Łukaszem do sklepu po cole i chipsy. Tuż obok była stacja paliw, ale wybraliśmy opcję rebel, szukania sklepu całodobowego w kierunku starówki... jednak na którymś ze skrzyżowań dokonaliśmy złego wyboru i ... 2h wracaliśmy do domu :P no tak, tak, zgubiły się diw ofiary losu, ale na szczęścia miałem ze sobą mapę, dlatego jakoś udało się nam wrócić.

BTW Kraków nocą, rzeczywiście nie jest przyjazny.




  • DST 227.31km
  • Czas 11:21
  • VAVG 20.03km/h
  • Sprzęt Trek 4300
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakopane 2012 dzień I

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 03.05.2012 | Komentarze 0

Tak więc nastał długo oczekiwany, sądny dzień wycieczki! Budzik zadzwonił bardzo wcześnie, dopakowałem kilka niezbędnych drobiazgów i ruszyłem w stronę pl. Rapackiego w umówione miejsce startu wycieczki. O 6:15 Łukasz już tam był ( co nie ukrywam troszkę mnie zdziwiło, bo to zwykle na niego czekamy :D ), który dostał smsa od Bartka o treści mniej więcej "Będę za 15 min. mam awarię". Cóż mogliśmy pomyśleć "świetny początek". Przyjechał, szybki serwis bagażnika na miejscu



no i udało nam się w końcu ruszyć. Robiliśmy 10 minutowe postoje co każdą zegarową godzinę kręcenia. Pogoda była bardzo fajna, jednakże słońce zmuszało do dużego pobierania płynów. Po ok. 50 km podróży pozwoliliśmy się wyprzedzić ciągnikowi rolniczemu z dwiema przyczepami, który później robił nam tunel aerodynamiczny i przez parę następnych kmów mogliśmy zaoszczędzić trochę energii.
Bartek postanowił wieźć flagę,



która niestety była stanowczo za duża, czego efektem było wplątanie się jej w Bartusiowy napęd. Po około 100km zajechaliśmy do Bartka przyjaciół na obiad, w tym miejscu gorąco pozdrawiam gospodarzy i jeszcze raz dziękuję za gościnność, i za ich podłogę.
Po przerwie obiadowej wsiedliśmy na rowery i wtedy zaczęły się pierwsze kryzysy związane czy to z brakiem motywacji, energii, siły, bólem tyłków, innymi dziwnymi problemami Łukasza :D, czy też oddechem, jednak wszystko przezwyciężyliśmy. Do tej pory wycieczka przebiegała idealnie, jednak najgorsze miało dopiero nadejść.
Ruszyliśmy dalej w myśl hasła 'Sadzim na Zadzim'

Po zmroku Łukasz przebił przednie koło, więc szybki serwis wulkanizacyjny i jedziemy dalej. Przejeżdżając w gęstym ciemnym lesie, będąc obserwowanym przez dziką zwierzynę osobiście nie czułem się komfortowo. Po wyjeździe z lasu było solidne wzniesienie poprzedzone trasą 'z górki' więc stwierdziliśmy, że trzeba się dobrze rozpędzić... Stanęliśmy szybciej niż byśmy chcieli ponieważ Łukasz przebił kolejną dętkę tym razem o którąś z 3ch dziur które zaliczył z całym impetem przy prędkości ok 52km/h. Nie jest on najlżejszym rowerzystą, a w sakwach też miał ładnych parę kilo, więc nic dziwnego że na dętce się nie skończyło. Tylne koło nie miało ósemki ono miało szesnastkę albo trzydziestkę-dwójkę :P. Ciężko było jechać ale próbowaliśmy. Z powodu kilku błędów do noclegu od miejsca zdarzenia miało być 30 km, które przejechaliśmy, a w rzeczywistości było 70, dlatego stwierdziliśmy, że z takim sprzętem, po 230km w nogach w środku nocy nie ma co jechać dalej, dlatego próbowaliśmy oszukać po raz pierwszy ale...
- w okolicy noclegów brak
- najbliższy taksówkarz zażyczył sobie 200zł za kurs, a jak już się i na to zdecydowaliśmy, to stwierdził, że ma za mały samochód
- jedyna dostępna pomoc drogowa była w drodze do Poznania
- ludzie w okolicznych domach w większości spali, a Ci którzy nie spali, albo nie mieli jak pomóc, albo zwyczajnie nie chcieli ( też bym się bał gdyby do mnie zapukał około drugiej w nocy gość w kasku :P )
- w remizie OSP nie było, żadnego dyżurnego
- samochody jeździły z częstotliwością jeden na godzinę
- pani busem, która się jednak zatrzymała stwierdziła, że nas nie zabierze, bo się rowery jej nie zmieszczą ( był to max długi, pusty Mercedes Sprinter :/ )
- pod 112 nas oleli
Nie mając, żadnej perspektywy, zmęczeni, załamani, zmarznięci, brudni usiedliśmy na krawężniku. Bartek stwierdził, że wracamy do pobliskiego kościoła i tak długo się dobijał, aż wikary otworzył drzwi. Był tak zaspany, że trzeba było my trzy razy tłumaczyć co się stało, w końcu jednak stwierdził, że nam pomoże i ... tym oto sposobem pierwszy raz w życiu spałem w kościele, a w sumie to w jakiejś przykościelnej świetlicy. Było zimno, spaliśmy na twardych ławach, ale daliśmy radę przetrwać do rana.